czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział I - Bałagan

Nie patrz w przeszłość, tam już byłeś i wszystko widziałeś. Idź naprzód, tam będzie ciekawiej.


-Pięć osób na dachu i osiem w środku. Dasz radę? – zapytał mnie głos w słuchawce

-Mnie się pytasz? Taka trzynastka to dla mnie mały problem. Pamiętasz Nowy York rok temu?

-Racja, było ich wtedy ze trzydzieści.

-I to ja zdjęłam większość.

-Skoro nie masz żadnych zastrzeżeń, bierz się do roboty – Po tym rozkazie otworzyłam walizkę znajdującą się za mną. Były w niej: czarny, sportowy łuk, strzały, dwa pistolety, dwa magazynki i katana. Strzały wsadziłam do kołczana, który miałam zawieszony na plecach. Pistolety naładowałam, a katanę przyczepiłam do paska. Porozciągałam się trochę, i poprawiłam mój kostium. Był czarny, zrobiony z gumy, a na środku klatki piersiowej miała czerwony znak Autobotów. Do kostiumu przyczepiona była czarna peleryna z kapturem.

Przeczesałam ręką moje czarne, krótkie włosy i odgarnęłam grzywkę na bok. Założyłam kaptur od peleryny i zaczęłam działać.  Wzięłam do ręki łuk i naprężyłam jedną ze strzał. Zaczęłam przyglądać się   strażnikom znajdującym się o trzy dach przede mną (ja także znajdowałam się na dachu). Wycelowałam w jednego z nich i wypuściłam strzałę. Nie miała ona jednak zabić strażnika, a jedynie uśpić go. Strzała trafiła mężczyznę w nogę, a ten od razu usnął. Gdyby tak się nie stało przeszłabym do trochę innych metod. Gdy strażnicy się zorientowali, szybko wypuściłam cztery kolejne strzały. I tym razem nie chybiłam. Złożyłam łuk i przyczepiłam go do paska. Przeskoczyłam dwa budynki i znalazłam się tam, gdzie wcześniej stali ochroniarze. Zaczęłam schodzić z dachu po rynnie wypatrując i nasłuchując przy tym jakiejś rozmowy. Wreszcie znalazłam pokój, w którym znajdowało się ośmiu mężczyzn i ich szef – Robert Schoot. To bardzo niebezpieczny mafiosa, który handluje nielegalną bronią. Także tą pozaziemską. Moim zadaniem było wytrącić mu ten głupi pomysł z głowy.  

Rozhuśtałam się lekko na rynnie i wskoczyłam do pokoju, w którym się znajdowali. Kilka kawałków szkła przyczepiło się do kostiumu więc od razu je wyciągnęłam. Bez żadnych pogaduszek wyciągnęłam pistolety i zaczęłam strzelać w ochroniarzy. Niestety kule nawet ich nie drasnęły. Odbijały się od nich jakby byli z metalu. Wtedy cała ósemka odpaliła swój tryb ataku. Ich ciała zmieniły się  w mechaniczne szkielety, a po chwili ich ręce w blastery. Nie byli to bowiem ludzie. Były to Decepticony. Zaraz wszystko wam wyjaśnię. Zastopujmy więc na chwilę. Po tym jak dziewięć lat temu, boty opuściły planetę, ja, Jack i Raf zaczęliśmy się szkolić na agentów. Nie każdy jednak robi to co ja. Raf stał się naprawdę dobrym informatykiem i pomaga nam łamać hasła itp. Jeśli chodzi o Jacka, to on przeszedł szkolenie snajperskie. Jest naprawdę dobry. Czasem też pomaga mi, ale tylko w walce z ludźmi. Używa wtedy kija bejsbolowego. Pewnie zastanawiacie się kim my w ogóle jesteśmy. Nasza organizacja to PA – People Autobots. Zwalczamy cony i zamykamy ludzi, którzy mają z nimi jakieś powiązania. Teraz przejdźmy do tematu skąd owe cony wzięły się znów na ziemi. Jakieś pięć lat temu wielki statek Decepticonów rozbił się za ziemi. Roboty rozeszły się po całym świecie i ukryły się. Wyglądają teraz i zachowują się dokładnie tak jak ludzie. Sprzedają ich broń różnym gangom i mafiosom. Nikt z PA jednak nie wie po co. Ok, na razie to tyle. Wróćmy do akcji.

Decepticony zaczęły strzelać. Zrobiłam unik i także zaczęłam strzelać. Niestety dalej nic to nie dawało. Schowałam więc pistolety i wyciągnęłam katanę. Jednym ruchem odcięłam głowę trzem conom. Następnie przecięłam na pół kolejne dwa. Szybko zmieniłam miejsce lecz nim się spostrzegłam oberwałam w ramię. Nie zabolało mnie to zbytnio. Z rany nie wypłynęła nawet krew. W sumie to nie powinnam nazywać tego raną. Na ramieniu bowiem pojawiły się lekko przerwane kable. Cony stanęły jak wryte. Z mojego ramienia zaczął wypływać niebieski płyn – energon. Spojrzałam na przeciwników.

-Teraz to macie przechlapane chłopaki – Po tych słowach, ja także uruchomiłam mój tryb ataku. Moje ręce zmieniły się w okrągłe blastery. Szybko zaczęłam z nich strzelać do conów. Już po jakiś dziesięciu sekundach nie było ani jednego robota. No to teraz wyjaśnię. Siedem lat temu pierwszy raz zorientowałam się co potrafię i kim jestem. Cały czas byłam w połowie Cybertronianką. Pochodziłam z Cybertronu. Z czasem okazało się też, że posiadam inne bronie. Moje ręce mogły się też zmienić w laserowe ostrza, a na stopach mogły pojawić się laserowe „łyżwy”.

Wróćmy do rzeczywistości. Z powrotem zmieniłam blastery w dłonie i podeszłam do mafiosy.

-Zniszcz całą broń Decepticonów, a nic ci się nie stanie. Trafisz jedynie na długą odsiadkę.

-Myślisz że to takie proste?! Oni mają plan.

-Jaki plan – mężczyzna wyglądał na dość zdenerwowanego.

-Chcą mieć wielu ludzi do walki z armią. Oni sami przygotowują się do powrotu ich pana.

-Choć ze mną. Wszystko mi opowiesz.

-Znajdą mnie i zabiją.

-Ochronię cię.

-Nie dasz rady. Nasz los jest już przypieczętowany – mężczyzna rozpiął swoją białą koszulę, a mnie zamurowało. Przez skórę było widać bombę, do której wybuchu zostało dziesięć sekund – Nie czekaj. Uratuj siebie i innych – Pokiwałam twierdząco głową i zaczęłam biec w kierunku okna. W ostatniej chwili wyskoczyłam z niego. Słyszałam jak tuż za mną ten człowiek wybucha. Na szczęście udało mi się wylądować bezpiecznie na dachu obok. Bomba nie była aż tak wielka.

-Ale bałagan. Dostanie mi się za to – Połączyłam się z bazą – Proszę o most.

-Robi się – jakiś głos odpowiedział mi, a przed sobą zobaczyłam coś przypominającego portal. W pewnym sensie był to portal. Nazywamy go mostem ziemnym. Służy nam do szybkiego podróżowania po całym świecie. Powolnym krokiem zaczęłam kierować się w jego stronę, a już po chwili zniknęłam w jego świetle.