niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział VI - Jak mogłeś?!


Czasem osoby, które uważamy za bliskie, sprawiają nam największą przykrość…

Zaczęłam się budzić. Jasne światło oślepiało mnie i uniemożliwiało przy tym otwarcie oczu. Leżałam więc bez ruchu i czekałam. Na co? Nie wiem właściwie. Chyba po prostu aż ktoś wyłączy to cholerne światło.

Chwilę później usłyszałam głosy kilku osób, a po chwili także otwierane drzwi. Nadal nie otwierałam oczu. Chciałam się dobrze przysłuchać tej rozmowie.

-Co z nią? – zapytał Ultra Magnus

-Wszystko raczej będzie dobrze, na razie – odpowiedział Rachet

-Jak to na razie?! – dopytał zdenerwowany Bulkhead – Co z nią?

-Miko potrzebuje coraz więcej energonu, co nie jest zbyt dobre dla jej ludzkich organów. Na początku dawaliśmy jej tylko jedną dawkę na pół roku, ale potem musieliśmy przyśpieszyć zastrzyki, ponieważ występowały liczne zawroty głowy, omdlenia, a nawet kilku dniowe śpiączki. Przez ostatni rok energon dawaliśmy jej raz na miesiąc. Teraz niestety musimy przyśpieszyć do jednej dawki na tydzień.

-To przez to omdlenie wtedy, na pustyni? – dopytał Bulkhead

-Omdlenia zdarzyły się już pięć razy w zeszłym miesiącu i dwa w tym. Nie chce jednak dawać jej tak dużo energonu.

-Co może stać się z Miko, jeśli przyjmie zbyt dużo paliwa? – zapytał Ultra Magnus

-Energon sprawia, że wszystkie kości i narządy wewnętrze Miko zamieniają się w metal. Do tego jej serce bije wolniej niż powinno. Obawiam się, że ono powoli zamienia się w iskrę.

-Czy to jest w ogóle możliwe Rachet? Spójrz na to logicznie. Miko zmienia się w Transformera?

-Badam to od siedmiu lat Ultra Magnusie. Patrzałem już na to chyba z każdej perspektywy i nie wiem jak mam wyjaśnić to, co się teraz dzieje z Miko. Nie wiem czy uda mi się ją uratować.

-Chwila moment. Uratować? Co masz dokładnie na myśli?

-Nie będę was okłamywał. Miko umiera. Proces tworzenia iskry twa wiele miesięcy. Serce Miko bije wolniej od trzech tygodni, a góra za tydzień całkiem się zatrzyma.

-Nie! To niemożliwe! Ona nie może umrzeć! – Bulkhead wydarł się chyba na całą bazę. Podobnie jak ja, nie mógł uwierzyć w to, co powiedział Rachet. Umieram? Jak on mógł mi tego nie powiedzieć?! Mam przecież prawo wiedzieć o swoim losie.

-Uspokój się Bulkhead! – upomniał Bulka Magnus – Nie możemy się teraz poddawać – usłyszałam jak drzwi się otwierają.

-Wybaczcie mi, – rozpoznałam głos Knockouta – ale podsłuchałem waszą rozmowę. Muszę zasugerować pewne rozwiązanie dla Miko.

-Słuchamy cię.

-Myślę, że właśnie powinniśmy dać jej zwiększoną dawkę energonu. Możliwe, że to przyśpieszy proces tworzenia Iskry i Miko stanie się Transformerem.

-Masz rację, – powiedział Rachet – ale jeśli energon nie przyśpieszy procesu, to może jeszcze bardziej zwolnić jej serce, a wtedy będziemy mieć jeszcze mniej czasu.

-Chyba lepsze jest ryzyko niż nic nie robienie. Musimy w końcu spróbować coś zrobić.

-Knockout ma rację – powiedział wreszcie Ultra Magnus – Musimy spróbować.

-Chwila, moment – sprzeciwił się Bulkhead – Ja jednak zgadzam się z Rachetem. Nie chcemy chyba jeszcze bardziej pogorszyć sytuacji?

-Nie mamy wyboru Bulkhead. To może się udać.

-A jeśli nie to co?! Zginie?!

-Jeśli nic nie zrobimy to i tak zginie! – dosyć tego! Strzeliłam z mojego blastera przed siebie i otworzyłam oczy. Trafiłam prosto w lampę. Teraz w pokoju nie było już tak jasno. Wstałam z łóżka lekarskiego i spojrzałam wrogo na Racheta.

-Jak mogłeś mi nie powiedzieć? Jak mogłeś ukrywać przede mną prawdę?!

-Miko, ja nie chciałem cię martwić.

-Nie chciałeś mnie martwić i to dlatego nie powiedziałeś mi, że umieram?! – kilka łez spłynęło po moim policzku – Nie powiedziałeś mi bo bałeś się przyznać, że nie wiesz co się ze mną dzieje!

-Może i masz rację! Nie wiem co się z tobą dzieje, ale nie powiedziałem ci bo myślałem, że jakoś uda mi się cię uratować.

-Ja wiem co się ze mną dzieje! – wszyscy spojrzeli na mnie pytająco – Kiedy trwała jeszcze wojna na Cybertronie, moja prawdziwa matka zginęła. Zabiły ją Autoboty, choć była bezbronna. Wtedy mój ojciec wysłał mnie na planetę, na której byłabym bezpieczna. Niestety Autoboty strzeliły w mój statek i mój ojciec nie mógł mnie namierzyć. Leciałam tym statkiem przez lata świetlne, aż w końcu dotarłam na Ziemię, gdzie pewnie znaleźli mnie moi ludzcy rodzice i przygarnęli. Nie wiem czemu wyglądam teraz jak człowiek. Może kiedy przyleciałam na Ziemię to moje ciało dostosowało się do środowiska? Nie wiem, naprawdę. Wiem tylko, że teraz znów staje się Transformerem.

-Skąd ty to wszystko wiesz? – zapytał Bulkhead

-Od ojca, Megatrona.

-Twoim ojcem jest Megatron – zapytał z niedowierzaniem Knockout.

-Teraz właściwie Galwatron, ale tak. To on jest moim ojcem. Powiedział mi to wszystko na pustyni. Chciał żebym poszła z nim, ale odmówiłam. Teraz widzę, że źle postąpiłam – żaden z botów nic nie powiedział. Wyszłam więc z pokoju i zaczęłam kierować się do głównej sali. Kiedy byłam już na miejscu, usłyszałam biegnącego za mną bota, więc dalej się nie zatrzymywałam. Niespodziewanie poczułam wielki ból głowy. Upadłam na kolana i zaczęłam krzyczeć z bólu. Potem zaczęłam miotać się po podłodze. Ból tylko wzrastał. Miałam wrażenie, że zaraz eksploduję. Wtedy poczułam ukłucie w ramieniu. Do mojego ciała zaczęła wpływać jakaś substancja. Po chwili ból minął. Narastało jedynie zmęczenie. Leżałam w bezruchu. Nie otwierałam oczu. Słabłam. Słyszałam rozmowę botów, które najprawdopodobniej stały blisko mnie.

-Zrób coś Rachet! – zawołała Arcee

-Próbuję! Jej serce już się zatrzymało. Muszę je znów wprawić w ruch – po chwili poczułam przepływający przez moje ciało prąd. Jeszcze raz to samo. I jeszcze raz. Wtedy ponowie ujrzałam oślepiające mnie światło. Czułam się, jakbym rosła.

Niespodziewanie usłyszałam wielki wybuch. Nie wiedziałam co się działo. Nadal nie mogłam otworzyć oczu. Po kilku minutach, poczułam jak ktoś bierze mnie na ręce i zaczyna gdzieś biec. Po chwili światło ustało i teraz była tylko ciemność. Po jakiejś minucie nieznajomy położył mnie gdzieś. Ponownie spróbowałam otworzyć oczy, ale na próżno. Po chwili zaczęłam zapadać w sen.

środa, 2 lipca 2014

Rozdział V - Prawda


Szukam siebie w sobie i się nie mogę odnaleźć. Gdzie jest tamten dzieciak, który miał w sobie wiarę… Gdzie jest ten uśmiech, który pocieszał innych? I gdzie jest ten charakter, który zawsze był silny?


Boty siedzą w bazie już od tygodnia. Galwatron ani Decepticony nie pokazały się ani razu. Było aż za cicho. Wheiljack nadal próbował rozmawiać ze mną i jakoś odnowić nasze relacje. Bulkhead nawet nie zamienił ze mną słowa. Reszta botów starała się przyzwyczaić, że ja, Jack i Raf nie jesteśmy już dziećmi. Chłopaki mają własne rodziny, życia, a ja mam swoją ukochaną pracę. Nie mam zamiaru zmieniać się, bo boty przyjechały i chcą znów się zaprzyjaźnić. Przez te dziewięć lat zrozumiałam, że na nikim nie można polegać. Zawsze trzeba radzić sobie samemu. Nie rozumiem jednak jak Jack i Raf mogą tak po prostu znów przyjaźnić się z botami. Dla nich to dziewięć lat minęło od tak. Mieli rodziny, przyjaciół, ja byłam sama. Dlatego skupiłam się wyłącznie na treningach. Do tej pory pamiętam mojego senseiego. On zawsze powtarzał, że osiągnę perfekcję dopiero gdy nauczę się liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Trwało to dość długo, ale kiedy miałam dziewiętnaście lat, wyruszyłam na wyprawę daleko w góry. Byłam zupełnie sama. Miałam tylko krzesiwo, jedną butelkę z wodą i linę. Sama musiałam polować i zdobywać wodę. Nie mogłam używać blasterów. Wtedy zrobiłam mój pierwszy łuk. Z jego pomocą udało mi się przetrwać. Kiedy wreszcie po pół roku wróciłam do bazy, czekał mnie kolejny test. Wszyscy ludzie, których znałam i którzy coś dla mnie znaczyli leżeli na czerwonej od krwi podłodze. Mieli odcięte kończyny, poderżnięte gardła i złamane karki. Na widok ich wszystkich chciało mi się płakać, ale w głębi duszy wiedziałam, że to tylko kolejny test. Pełną świadomość przywrócił mi widok krwawiącego niebieskim energonem Bulkheada. Kiedy na niego patrzałam nie czułam bólu. Odczuwałam jedynie obojętność. Nie patrząc już ani na Autobota, ani na tych wszystkich ludzi poszłam wolnym krokiem do swojego pokoju. Zdałam test. Chodziło w nim o to, bym nie robiła z siebie ofiary patrząc na inne trupy.

Nareszcie! Dziś przechwyciliśmy sygnaturę Decepticona, najprawdopodobniej Galwatrona.   Zebraliśmy całą drużynę, w której skład wchodzili Ultra Magnus, Bumblebee, Arcee, Bulkhead i ten nowy, jak zdążyłam się zorientować Prowl. Ja miałam dowodzić. To była w sumie jedyna przyjemność tej misji. Mogłam trochę porozkazywać botom.

Wszyscy stanęliśmy przed mostem, który po chwili otworzył Rachet.

-Autoboty! – Wykrzyknęłam – Transformacja i jazda!

Boty zmieniły się w pojazdy, a ja uruchomiłam moje laserowe „łyżwy” i wszyscy ruszyliśmy w głąb mostu. Po chwili znaleźliśmy się na piaskowej górce. Byliśmy w Egipcie. Zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu jakiś Decepticonów. Nie potrwało to długo. Już po chwili ujrzałam Galwatrona i jakieś dwadzieścia conów stojących kilkanaście metrów przed nami. Ich czarne „zbroje” zlewały się z ciemnym już niebem. Czekali na nas. To była pułapka. Pozwolili nam abyśmy ich wykryli.

-Proszę, proszę – powiedział Galwatron z drwiącym uśmieszkiem – Autoboty wreszcie złapały przynętę. Jak zawsze zresztą – Galwatron zaśmiał się, lecz po chwili znów spoważniał. Teraz patrzał prosto na mnie. Przeszedł mnie dreszcz. Gdy patrzyłam w jego oczy, to tak jakbym patrzyła w morze krwi.

-Nie przedłużajmy tego Galwatronie –powiedział Ultra Magnus – Zakończmy to wreszcie.

-Czekaj na rozkaz Ultra Magnusie – upomniałam robota.

-Nie tym razem – powiedział stanowczo Magnus i ruszył prosto na Galwatrona.

Reszta botów podążyła w jego ślady. Strasznie mnie to zdenerwowało. Uruchomiłam blastery i ruszyłam na cony. Choć były ode mnie dużo większe to moje blastery były tak samo mocne jak ich. Bez większych problemów załatwiłam całą trójkę. Wtedy ujrzałam walczącego z Galwatronem Ultra Magnusa. Autobot przegrywał. Galwatron był od niego większy i silniejszy. Magnus nie miał szans. Szybko pobiegłam do nich i zaczęłam strzelać w Lorda Decepticonów. Galwatron nie oberwał zbyt mocno, lecz wystarczająco. Robot cofnął się o kilka kroków. Chyba się nie spodziewał ponownego ataku z mojej strony. Niespodziewanie Decepticon zaczął uciekać.

-Stój tchórzu! – wykrzyknęłam i ruszyłam bez żadnego zastanowienia na Galwatrona.

Pościg trwał jakieś pięć minut. Co dziwne robot nie zmienił swojej formy. Niespodziewanie Galwatron zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.

-Teraz możemy spokojnie porozmawiać – powiedział robot.

-Nie mamy o czym rozmawiać Galwatronie.

-Owszem mamy! Muszę ci wreszcie wyjawić to, co Autoboty przed tobą ukrywają.

-O czym ty mówisz? Co przede mną ukrywają.

-Prawdę o twoim pochodzeniu.

-Nic o mnie nie wiesz. Grasz na zwłokę!

-Myślisz, że uciekałem ze strachu przed tobą i Autobotami?! Chcę ci powiedzieć całą prawdę – Nie wiem czemu, ale wierzyłam Galwatronowi. Chyba rzeczywiście coś o mnie wiedział.

-A więc, zaczynaj. Co o mnie wiesz? – Galwatron uśmiechnął się lekko.

-Widzisz, dawno temu, jeszcze przed rozpoczęciem się wojny na Cybertronie, pewien bot zakochał się w fembotce. Nazywała się Darkstream. Ona także była zakochana w tym bocie. Postanowili założyć rodzinę. Urodziła im się córka, Jinx. Żyli w spokoju, aż rozpoczęła się wojna. Ojciec Jinx stanął po stronie Decepticonów, tak samo jego ukochana. Niestety pewnego okropnego dnia, kiedy ojca Jinx nie było, Autoboty napadły Darkstream i jej córkę. Matka chciała uratować Darkstream i ukryła ją w podziemiach domu. Jinx nie chciała jednak zostawić matki całkiem samej. Wróciła więc na powierzchnię. Niestety było już za późno. Autoboty zamordowały Darkstream na oczach małej Jinx. Później chciały zabić też ją, ale jej ojciec uratował córkę. Tego dnia zrozumiał, że Jinx nie będzie bezpieczna na Cybertronie. Postanowił ją wysłać daleko, na jakąś planetę, gdzie ktoś się nią zajmie. Niestety jej statek został uszkodzony i ojciec Jinx już nigdy nie zobaczył ćórki – kilka łez spłynęło mi po policzku.

-Jinx, to ja, prawda?

-Tak.

-A mój ojciec, to ty? – Galwatron nic nie odpowiedział. Byłam jego córką. To jak znał tę historię, to on musiał być moim ojcem. Nie mogę w to uwierzyć. Właśnie się dowiedziałam, że jestem córką Lorda Decepticonów, że ja też jestem Decepticonem.

-Chodź ze mną Jinx.

-Co?

-Wróć do Decepticonów.

-Nie mogę, nie chcę!

-Proszę cię. Już zbyt długo byliśmy rozdzieleni.

-Nie! Nigdzie z tobą nie pójdę. Moje miejsce jest wśród ludzi.

-Twoje miejsce jest razem ze mną.

-Nie Galwatronie. – odwróciłam się od ojca i ruszyłam w  stronę Autobotów. Nadal nie mogłam uwierzyć w to co się teraz dzieje. Po prostu nie mogłam.

Wreszcie dochodziłam do botów. Niespodziewanie zrobiło mi się strasznie słabo i zakręciło mi się w głowie. Powoli upadłam na zimny piasek. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Po chwili zobaczyłam biegnącego w moją stronę Bulkheada. Robot podniósł mnie delikatnie i wezwał Racheta. Przed nami otworzył się most. Niebieskie światło stawał się coraz jaśniejsze. Miałam coraz mniej sił. W końcu usnęłam.