piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział IV - Powrót Autobotów


Ludzie nie płaczą dlatego że są słabi. Płaczą bo byli silni zbyt długo…

Dziś mają przyjechać boty. Wszyscy są oczywiście podekscytowani. Raf i Jack wręcz promieniują z radości. Co z tego, że przyjeżdżają. Nie odzywali się do nas przez dziewięć lat. Jeden wspólnie spędzony dzień nie naprawi dziewięciu lat.

Wszyscy agenci ustawili się przed mostem. Ratchet patrzał jakby z niedowierzaniem. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Widać było, że bardzo tęsknił za botami. Próbowałam wyszukać w tłumie Jacka i Rafa. Przeszukałam oczami całe pomieszczenie, aż w końcu ich znalazłam. Raf siedział przy komputerach i czekał na rozkaz otwarcia mostu. Chwila. Przez to wszystko nawet nie zapytałam się go czy Mary się zgodziła. Ale ze mnie przyjaciółka. Przestałam patrzeć na Rafaela i zerknęłam na Jacka. Był bardzo szczęśliwy. Stał tuż przy moście i czekał na Autoboty. Chyba tylko ja nie cieszę się z ich przyjazdu.

Nagle zobaczyłam, że most się otwiera. Zapadła cisza. Po chwili z mostu zaczęły wychodzić boty. Jako pierwszy wyszedł wielki, niebieski bot z jedną zwykła ręką, a drugą protezą. Ultra Magnus miał jak zwykle poważną minę i był gotowy do działania. Jako dugi szedł mniejszy, żółty bot – Bumblebee. Kolejna szła Arcee. Wyglądała na dość szczęśliwą. Następnie zobaczyłam Smokescreena i Knockouta, który dołączył do botów na Cybertronie.  Kiedy zobaczyłam dwa następne boty, wstrzymałam oddech. Bulkhead i Wheiljack szli obok siebie, a zielony robot chyba mnie szukał. Zaraz za nim szedł jakiś nowy, nieznany mi robot. Był dość duży, srebrno – szary. Na oczach miał jakieś dziwne „okulary”, a na klatce piersiowej widniała gwiazda, a w niej znak Autobotów.

Przez chwilę było całkiem cicho. Nikt nie chciał zacząć rozmowy. Nagle usłyszałam głos Jacka.

-Cześć Arcee – Mężczyzna podszedł do swojej dawnej obrończyni, a ta wyciągnęła do niego dłoń. Jack chwycił jeden z jej palców i uśmiechnął się.

-Tęskniłam za tobą Jack.

-Ja za tobą też.

-Cześć Bumblebee – usłyszałam Rafa, który właśnie podchodził do żółtego przyjaciela.

-Witaj Raf. Prawie cię nie poznałem. Zmieniłeś się

-Dorosłem – oboje zaśmiali się. Wtedy zobaczyłam jak Bulkhead mnie szuka. Odezwały się w nim jakieś wspomnienia? Pewne myślał, że sama do niego wylecę. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć na środek pomieszczenia wyszedł Fowler.

-Witajcie. Wszyscy wiecie czemu was wezwaliśmy. Megatron, zwany teraz Galwatronem, przyleciał na ziemie i najprawdopodobniej próbuje ją przejąć. Jednym słowem musicie nam pomóc. Sami nie damy sobie rady. – Akurat. Ja tam dam sobie radę.

-Oczywiście pomożemy wam – odezwał się Magnus. – Zniszczymy Galwatrona i Decepticony, tak jak ostatnim razem. – No tak, tylko że ostatnim razem mieli Optimusa. Spojrzałam jeszcze raz na Bulkheada. Nadal mnie szukał. Miałam tego powoli dość wiec postanowiłam zwrócić ich uwagę, a przy okazji przetestować nowego bota. Wyciągnęłam moją katanę z pokrowca i rzuciłam nią w nieznanego. Ten z łatwością złapał moją broń i odrzucił ją do mnie. Postanowiłam mu zaimponować, tak jak on mi i gdy miecz był już zaraz przede mną przeskoczyłam nad nim.

-Ciekawa technika, – powiedział nieznajomy – ale pamiętaj, że wojownik nigdy nie rzuca swojej broni.

-Chyba że ma pewność, że  przebija ona przeciwnika. – Skoczyłam tuż przed boty tak by wszyscy mogli m nie zobaczyć. Dostrzegłam, ze Bulkhead jest zdziwiony. Pewnie nie wyobrażał sobie mnie w gumowym stroju do walki, krótkich włosach i pelerynie.

-Miko? – powiedział z niedowierzaniem mój były obrońca. –To naprawdę ty? – Nie odezwałam się. Patrzałam tylko na niego z pogardą i nienawiścią.

-Miko jest naszą najlepszą agentką. – Powiedział Fowler by przerwać krępującą cisze. - Będziecie z nią współpracować podczas walki z Galwatronem. – Ekstra. Fowler zrobił to specjalnie. Specjalnie przydzielił mnie do nich.

-Z całym szacunkiem Agencie Fowler, ale czy to rozsądne zabierać jakichkolwiek ludzi w pole walki? – Powiedział Ultra Magnus i spojrzała na mnie.

-Posłuchaj mnie Ultra Magnusie. – zaczęłam – Jeśli myślisz, że nie będę walczyła o własna planetę, to grubo się mylisz.

-Miko, chodzi mi tylko o…

-Agentko Nakadai jeśli już. Nie jesteśmy już na ty.

-Dobrze, agentko Nakadai. Nie pozwolę jednak by komukolwiek z ludzi stała się krzywda. Z całym szacunkiem, ale nie dasz sobie rady w walce z Decepticonami. – O nie, tego było już za wiele. Ja nie dam sobie rady?! Magnus musiał dostać nauczkę. Zacisnęłam pięści i spojrzałam na Fowlera, który właśnie trzymał się za głowę i chyba mówił po cichu – Trzeba było tego nie mówić Magnus. – Uśmiechnęłam się i uruchomiłam moje blastery. Strzeliłam z nich do Magnusa, a ten oberwał i upadł. Część botów pomagała wstać Ultra Magnusowi, z część patrzyła na mnie z niedowierzaniem.

-Nie dam sobie rady Ultra Magnusie? Może jako człowiek nie, ale jako pół robot pół człowiek na pewno. – Nie czekając na jakieś niepotrzebne uwagi poszłam do swojego pokoju. Nie obchodziło mnie czy Magnusowi się coś stało. Nic mnie nie obchodziło. Ani Bulkhead, ani ten nowy, ani żaden z botów. Chciałam po prostu zamknąć się w pokoju i poćwiczyć by zapomnieć o dzisiejszej sytuacji.

Kiedy weszłam do pokoju od razu przebrałam się w strój do ćwiczeń. Założyłam fioletową podkoszulkę, na to białą luźną bluzkę i szare spodnie dresowe. Na nogi włożyłam czarne trampki. Włączyłam muzykę i zaczęłam wykonywać ćwiczenia gimnastyczne.

Po jakiejś godzinie ktoś zapukał do mojego pokoju. Odgłos pukania był bardzo głośny więc byłam pewna, że jeden z botów przyszedł mnie odwiedzić.

-Miko – Odezwał się Wheiljack – Wyjdź do mnie, proszę – Niechętnie wyłączyłam muzykę i wyszłam do robota. Chociaż sufit był wysoki, to Autobot i tak musiał kucać by się o niego nie uderzyć.

-Czego chcesz?

-Pogadać ze starą przyjaciółką. 

-Nie jesteśmy już przyjaciółmi – Powiedziałam patrząc na Wheiljacka z pogardą.

-Dlaczego?

-Cóż, może dlatego, że przez ostatnie dziewięć lat nie odezwaliście się do mnie słowem.

-Musisz zrozumieć, że na Cybertronie czas biegnie zupełnie inaczej. Proszę cię, wybacz nam.

-Wheiljack, ty też musisz coś zrozumieć. Dziewięciu lat nie nadrobisz w kilka dni. Nie wiesz nawet ile rzeczy chciałam wam powiedzieć, o ilu sytuacjach opowiedzieć.

-Więc może zaczniesz teraz.

-Dobra. Kiedy wyjechaliście, postanowiłam wziąć się za naukę. Zaczęłam dostawać coraz lepsze oceny. Pod koniec roku stałam się wzorową uczennicą. Chciałam wam o tym powiedzieć, ale wy się nie odezwaliście. Potem poszłam na studia, które ukończyłam z wyróżnieniem. Przeżyłam pierwszą miłość, o której chciałam wam opowiedzieć, ale wy się nie odezwaliście. Następnie zostałam agentką PA i zaczęłam dowalać conom, o czym także chciałam wam powiedzieć, ale jak zwykle się nie odezwaliście! – Oczy mimowolnie zaczęły mi się szklić.

-Miko ja...

-A wiesz co jeszcze się stało w tym czasie, w którym was nie było. Dowiedziałam się, że nie jestem w pełni człowiekiem. Jestem w połowie robotem. Moi rodzice okazali się być tylko moimi opiekunami. Nie wiesz nawet jak bardzo wtedy potrzebowałam waszego wsparcia. – Teraz już łzy spływały mi po policzkach. – Was nie było więc pojechałam do rodziców by z nimi o tym porozmawiać. Pokłóciłam się z nimi. Wiesz co się wtedy stało? – Wheiljack spojrzał na mnie pytająco, ale chyba nie był pewien czy chce znać odpowiedź. –Byłam tak zdenerwowana, że nagromadziła się we mnie energia. Tak wiele energii, która musiała się wydostać z mojego ciała. Wybuchłam. Energia dosłownie wyleciała ze mnie niszcząc przy tym całą okolicę, a w tym  wszystkich mieszkańców i moich rodziców. – Wheiljack był bardzo przejęty tym co właśnie powiedziałam. Z wrażenie aż za nie mówił. – Proszę bardzo. Tak właśnie nadrobiliśmy to, co najważniejsze. – Wróciłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Nadal płakałam. Znów wróciły do mnie wspomnienia, o których tak bardzo chciałam zapomnieć. Znów wrócił ból i poczucie winy. Przez długi czas podnosiłam się po tym upadku. Teraz muszę podnieść się na nowo.

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział III - Galvatron

Na samotność skazują człowieka nie wrogowie, lecz przyjaciele…

Obudziłam się około szóstej. Musiałam zrobić sobie poranny trening więc szybko umyłam się, przebrałam w szare dresy, czarną bluzkę na ramiączkach i trampki tego samego koloru. Wyszłam z tajnej bazy PA i poszłam pobiegać.

-Dlaczego Decepticonom potrzebna armia do walki z nami? Przecież roboty radzą sobie z nami lepiej niż ludzie. Może myślą, że Autoboty wrócą na ziemie? Mylą się. Oni są nam nie potrzebni.

Po trzech godzinach porannej przebieżki wróciłam do bazy. Po raz kolejny wzięłam prysznic i wróciłam do pokoju głównego. Stamtąd udałam się kolejnym z korytarzy do Sali medycznej. Gdy otworzyłam drzwi do pomieszczenia ujrzałam wielkiego, pomarańczowo – białego robota.

-Cześć Ratchet – przywitałam się

-Witaj Miko. Przyszłaś na zastrzyk?

-Jakbyś czytał mi w myślach – usiadłam na jednym z kilkunastu łóżek szpitalnych i czekałam spokojnie na zastrzyk od Ratcheta. Pokój, w którym się znajdowaliśmy był pełny sprzętu medycznego i kosmicznych technologii. Pomieszczenie było praktycznie całe białe. Po kilku sekundach robot zbliżył się do mnie z dość dużą strzykawką, w której znajdował się jakiś niebieski płyn. Ratchet wstrzyknął mi substancję, a ja nagle poczułam zastrzyk adrenaliny.

-I jak? – zapytał

-Jakbym wypiła dziesięć Redbuli.

-Bardzo śmieszne. Jakieś zawroty głowy, dzwonienie w uszach?

-Nie. Wszystko ok.

-Nie podoba mi się, że musisz przyjmować energon.

-Ratchet, przecież jestem w połowie robotem.

-A w połowie człowiekiem. Nie wiemy czy energon ci nie zaszkodzi.

-Doktorku, dostaję tylko małą dawkę tego niby energonu. Nic mi nie będzie.

-To nie jest niby energon. To po prostu mniej skoncentrowana dawka naszego paliwa. Po za tym, wcale nie taka mała.

-Serio, jeden raz na miesiąc to tak dużo?

-Tak.

-Przesadzasz wiesz? – Po tych słowach wstałam z łóżka i zaczęłam kierować się do wyjścia.

-Nie myślisz, że powinnaś zacząć się z kimś spotykać?

-Ty też Ratchet?

-Miko, nie możesz ciągle odpychać innych od siebie. Może czas coś zmienić?

-Może, a może nie.

-Miko, przecież masz dzisiaj urodziny.

-No proszę, pamiętałeś.

-Nie co dzień ma się urodziny.

-To nic nie zmienia. Ja po prostu nie chcę ani chłopaka, ani rodziny. – W tym momencie wyszłam z pomieszczenia. Ratchet naprawdę mnie zdenerwował. Na szczęście od razu poprawił mi się humor.

-Proszę wszystkich o przyjście do sali głównej – Odezwał się głos w głośniku, a ja od razu pobiegłam do sali głównej. Gdy dotarłam na miejsce, było już pełne żołnierzy. W oddali zobaczyłam Fowlera.

-W jednej z naszych baz wylądował początkowo niezidentyfikowany obiekt. Poruszał się bardzo szybko. Zdołaliśmy się dowiedzieć, że obiekt ten to Megatron. Wysyłamy grupę dowodzoną przez agentkę Nakadai by powstrzymała Megatrona przed zniszczeniem bazy – Ale super, będzie niezła rozwałka. Nie czekając nawet na dalsze instrukcje pobiegłam się przebrać w mój strój bojowy. Wróciłam po jakiś pięciu minutach i zastałam czekające na moje rozkazy wojsko. Razem z armią stanęłam przed mostem, który po chwili się otworzył. Od razu ruszyliśmy do ataku.

Kiedy znaleźliśmy się po drugiej stronie, zobaczyłam zniszczoną bazę i wielkiego szarego robota – Megatrona. Jego czerwone ślepia wpatrywały się prosto na nas. Był jednak trochę inny niż jak go zapamiętałam. Miał długie, ostre pazury i wiele ran na twarzy. Do tego jego ramiona były zakończone ostrymi kolcami.

-Oddział, do ataku! – Wszyscy zaczęliśmy strzelać ze specjalnej broni przygotowanej na duże cony. Była ona silniejsza od zwykłej. Megatron jednak nic sobie nie robił z naszych strzałów. Śmiał się tylko w niebogłosy.

-Głupcy – powiedział – myślicie, że możecie się równać z wielkim i potężnym Galwatronem?! – Wtedy Megatron, albo raczej jak się nazwał Galwatron, wystrzelił ze swojej broni prosto w około dwunastu żołnierzy. Miarka się przebrała. Uruchomiłam swoje blastery i zaczęłam strzelać w robota. To akurat go już zabolało.

-Poddaj się Megatronie!

-Proszę, proszę. Co my tu mamy. Pół człowiek pół maszyna. To nie ważne. I tak cię zniszczę – Megatron próbował mnie uderzyć swoją wielką łapą, ale uciekłam. Niestety nim się spostrzegłam Megatron wystrzelił we mnie z blastera. Oberwałam. Uderzyłam o ścianę i straciłam przytomność.

Zaczęłam się budzić. Moim oczom ukazał się pierw Ratchet, potem Fowler.

-Co się stało? – zapytałam podnosząc się z łóżka. Byłam znów w laboratorium Ratcheta. Jaki kanał.

-Oberwałaś i to porządnie – powiedział Fowler

-Miałaś dużo szczęścia, że Megatron strzelił w ziemię tuż przed tobą.

-Galwatron. Powiedział, że nazywa się Galwatron.

-Tak czy siak, miałaś szczęście – powiedział Ratchet.

-Odpocznij Miko, zasługujesz na to.

-Tak jest Agencie Fowler. – Wstałam z łóżka i wróciłam do pokoju. Teraz miałam ochotę na mały trening, ale niestety byłam wyczerpana. Od kąt wyszłam z pokoju Ratcheta prześladowało mnie jedno pytanie. Dlaczego Galwatron nie strzelił we mnie? Spudłował? Nie, to niemożliwe.

Już miałam się kłaść spać, kiedy zobaczyłam małe pudełeczko leżące na biurku. Otworzyłam je i zobaczyłam mój stary różowy telefon.

Wiąże się z nim tak wiele wspomnień. Chwila, czy ja go przypadkiem nie wyrzuciłam? Pod telefonem była jeszcze karteczka. Przeczytałam ją.

Mam nadzieję, że ten telefon przywróci mi dawną Miko, choćby na jeden dzień. Tęsknie za tobą i chcę abyś wróciła, taka jak dawniej.

Jack

 

Po przeczytaniu listu uruchomiłam telefon. Od razu zajrzałam do galerii. Były w niej zdjęcia botów. Nasze wspomnienia.



To zdjęcie, było wyjątkowe. Byliśmy na nim wszyscy. Ja, Bulkhead, Jack, Arcee, Raf, Bumblebee, Optimus, nawet złapałam Ratcheta.

W jednej sekundzie rozpłakałam się. Zwinęłam się i usiadłam na podłodze, nadal płacząc. Tak bardzo za nim i tęskniłam. Tak długo nie mogłam pozbierać się po ich odejściu. Cały czas oglądałam zdjęcia by o nich nie zapomnieć. Lecz kiedy po roku żaden z botów się nie odezwał, coś we mnie pękło. Zrozumiałam wtedy, że oni o nas zapomnieli. Wtedy wyrzuciłam telefon i wszystko co mogło mi o nich przypomnieć. Nie chciałam już o nich pamiętać. Nie chciałam też się z nikim wiązać bo bałam się, że po jego odejściu znowu poczułabym, ten ból.  A tego bym nie zniosła. Nie kolejny raz.

Płakałam jeszcze jakieś dwie godziny. Próbowałam usnąć, ale na próżno. W końcu zdecydowałam się pójść do Fowlera. Może będzie miał jakieś zadanie. Przemyłam twarz i wyszłam z pokoju. Po kilku minutach dotarłam do gabinetu agenta Fowlera.

-Czemu nie śpisz Miko? – zapytał

-Nie jestem zmęczona. Czy jest jakieś zadanie.

-Nie. Do przyjazdu botów nie wykonujemy żadnych ruchów.

-Co proszę. Czy ja się przesłyszałam? Autoboty przyjeżdżają?

-Tak. Coś nie tak?

-Fowler, oni nie są nam potrzebni! Damy sobie radę.

-Jestem innego zdania. Jesteś naszą najlepszą agentką. Skoro ty nie dałaś rady Galwatronowi, to żaden człowiek nie da. Potrzebujemy botów.

-Nie. Od kąt nie ma Prima boty są bezużyteczne. Dobrze wiesz, że tylko on mógł się równać z Megatronem, a z tego co widzę, to Galwatron jest jeszcze silniejszy.

-Miko! Nie mów, że boty są bezużyteczne. To nasi przyjaciele.

-Przyjaciele?! Moimi przyjaciółmi przestali być osiem lat temu. Nie chcę ich tutaj. Nie będę z nimi współpracować.

-Nie będziesz miała wyboru. To ja tutaj dowodzę.

-Jasne. Niech ci będzie. Ale nie myśl sobie, że będzie tak jak dawniej, bo już nigdy nie będzie. Nigdy.