Obudziłam
się około szóstej. Musiałam zrobić sobie poranny trening więc szybko umyłam
się, przebrałam w szare dresy, czarną bluzkę na ramiączkach i trampki tego
samego koloru. Wyszłam z tajnej bazy PA i poszłam pobiegać.
-Dlaczego
Decepticonom potrzebna armia do walki z nami? Przecież roboty radzą sobie z
nami lepiej niż ludzie. Może myślą, że Autoboty wrócą na ziemie? Mylą się. Oni
są nam nie potrzebni.
Po trzech
godzinach porannej przebieżki wróciłam do bazy. Po raz kolejny wzięłam prysznic
i wróciłam do pokoju głównego. Stamtąd udałam się kolejnym z korytarzy do Sali
medycznej. Gdy otworzyłam drzwi do pomieszczenia ujrzałam wielkiego,
pomarańczowo – białego robota.
-Cześć
Ratchet – przywitałam się
-Witaj Miko.
Przyszłaś na zastrzyk?
-Jakbyś
czytał mi w myślach – usiadłam na jednym z kilkunastu łóżek szpitalnych i
czekałam spokojnie na zastrzyk od Ratcheta. Pokój, w którym się znajdowaliśmy
był pełny sprzętu medycznego i kosmicznych technologii. Pomieszczenie było
praktycznie całe białe. Po kilku sekundach robot zbliżył się do mnie z dość
dużą strzykawką, w której znajdował się jakiś niebieski płyn. Ratchet
wstrzyknął mi substancję, a ja nagle poczułam zastrzyk adrenaliny.
-I jak? –
zapytał
-Jakbym
wypiła dziesięć Redbuli.
-Bardzo
śmieszne. Jakieś zawroty głowy, dzwonienie w uszach?
-Nie.
Wszystko ok.
-Nie podoba
mi się, że musisz przyjmować energon.
-Ratchet,
przecież jestem w połowie robotem.
-A w połowie
człowiekiem. Nie wiemy czy energon ci nie zaszkodzi.
-Doktorku,
dostaję tylko małą dawkę tego niby energonu. Nic mi nie będzie.
-To nie jest
niby energon. To po prostu mniej skoncentrowana dawka naszego paliwa. Po za
tym, wcale nie taka mała.
-Serio,
jeden raz na miesiąc to tak dużo?
-Tak.
-Przesadzasz
wiesz? – Po tych słowach wstałam z łóżka i zaczęłam kierować się do wyjścia.
-Nie
myślisz, że powinnaś zacząć się z kimś spotykać?
-Ty też
Ratchet?
-Miko, nie
możesz ciągle odpychać innych od siebie. Może czas coś zmienić?
-Może, a
może nie.
-Miko,
przecież masz dzisiaj urodziny.
-No proszę,
pamiętałeś.
-Nie co
dzień ma się urodziny.
-To nic nie
zmienia. Ja po prostu nie chcę ani chłopaka, ani rodziny. – W tym momencie
wyszłam z pomieszczenia. Ratchet naprawdę mnie zdenerwował. Na szczęście od
razu poprawił mi się humor.
-Proszę
wszystkich o przyjście do sali głównej – Odezwał się głos w głośniku, a ja od
razu pobiegłam do sali głównej. Gdy dotarłam na miejsce, było już pełne
żołnierzy. W oddali zobaczyłam Fowlera.
-W jednej z
naszych baz wylądował początkowo niezidentyfikowany obiekt. Poruszał się bardzo
szybko. Zdołaliśmy się dowiedzieć, że obiekt ten to Megatron. Wysyłamy grupę
dowodzoną przez agentkę Nakadai by powstrzymała Megatrona przed zniszczeniem
bazy – Ale super, będzie niezła rozwałka. Nie czekając nawet na dalsze
instrukcje pobiegłam się przebrać w mój strój bojowy. Wróciłam po jakiś pięciu
minutach i zastałam czekające na moje rozkazy wojsko. Razem z armią stanęłam
przed mostem, który po chwili się otworzył. Od razu ruszyliśmy do ataku.
Kiedy
znaleźliśmy się po drugiej stronie, zobaczyłam zniszczoną bazę i wielkiego
szarego robota – Megatrona. Jego czerwone ślepia wpatrywały się prosto na nas.
Był jednak trochę inny niż jak go zapamiętałam. Miał długie, ostre pazury i
wiele ran na twarzy. Do tego jego ramiona były zakończone ostrymi kolcami.
-Oddział, do
ataku! – Wszyscy zaczęliśmy strzelać ze specjalnej broni przygotowanej na duże
cony. Była ona silniejsza od zwykłej. Megatron jednak nic sobie nie robił z
naszych strzałów. Śmiał się tylko w niebogłosy.
-Głupcy –
powiedział – myślicie, że możecie się równać z wielkim i potężnym Galwatronem?!
– Wtedy Megatron, albo raczej jak się nazwał Galwatron, wystrzelił ze swojej
broni prosto w około dwunastu żołnierzy. Miarka się przebrała. Uruchomiłam
swoje blastery i zaczęłam strzelać w robota. To akurat go już zabolało.
-Poddaj się
Megatronie!
-Proszę,
proszę. Co my tu mamy. Pół człowiek pół maszyna. To nie ważne. I tak cię
zniszczę – Megatron próbował mnie uderzyć swoją wielką łapą, ale uciekłam.
Niestety nim się spostrzegłam Megatron wystrzelił we mnie z blastera.
Oberwałam. Uderzyłam o ścianę i straciłam przytomność.
Zaczęłam się
budzić. Moim oczom ukazał się pierw Ratchet, potem Fowler.
-Co się
stało? – zapytałam podnosząc się z łóżka. Byłam znów w laboratorium Ratcheta.
Jaki kanał.
-Oberwałaś i
to porządnie – powiedział Fowler
-Miałaś dużo
szczęścia, że Megatron strzelił w ziemię tuż przed tobą.
-Galwatron.
Powiedział, że nazywa się Galwatron.
-Tak czy
siak, miałaś szczęście – powiedział Ratchet.
-Odpocznij
Miko, zasługujesz na to.
-Tak jest
Agencie Fowler. – Wstałam z łóżka i wróciłam do pokoju. Teraz miałam ochotę na
mały trening, ale niestety byłam wyczerpana. Od kąt wyszłam z pokoju Ratcheta
prześladowało mnie jedno pytanie. Dlaczego Galwatron nie strzelił we mnie?
Spudłował? Nie, to niemożliwe.
Już miałam
się kłaść spać, kiedy zobaczyłam małe pudełeczko leżące na biurku. Otworzyłam
je i zobaczyłam mój stary różowy telefon.
Wiąże się z
nim tak wiele wspomnień. Chwila, czy ja go przypadkiem nie wyrzuciłam? Pod
telefonem była jeszcze karteczka. Przeczytałam ją.
Mam nadzieję, że ten
telefon przywróci mi
dawną Miko,
choćby na
jeden dzień. Tęsknie za
tobą i chcę abyś wróciła, taka
jak dawniej.
Jack
Po
przeczytaniu listu uruchomiłam telefon. Od razu zajrzałam do galerii. Były w
niej zdjęcia botów. Nasze wspomnienia.
To zdjęcie,
było wyjątkowe. Byliśmy na nim wszyscy. Ja, Bulkhead, Jack, Arcee, Raf,
Bumblebee, Optimus, nawet złapałam Ratcheta.
W jednej
sekundzie rozpłakałam się. Zwinęłam się i usiadłam na podłodze, nadal płacząc.
Tak bardzo za nim i tęskniłam. Tak długo nie mogłam pozbierać się po ich
odejściu. Cały czas oglądałam zdjęcia by o nich nie zapomnieć. Lecz kiedy po
roku żaden z botów się nie odezwał, coś we mnie pękło. Zrozumiałam wtedy, że
oni o nas zapomnieli. Wtedy wyrzuciłam telefon i wszystko co mogło mi o nich
przypomnieć. Nie chciałam już o nich pamiętać. Nie chciałam też się z nikim
wiązać bo bałam się, że po jego odejściu znowu poczułabym, ten ból. A tego bym nie zniosła. Nie kolejny raz.
Płakałam
jeszcze jakieś dwie godziny. Próbowałam usnąć, ale na próżno. W końcu
zdecydowałam się pójść do Fowlera. Może będzie miał jakieś zadanie. Przemyłam
twarz i wyszłam z pokoju. Po kilku minutach dotarłam do gabinetu agenta
Fowlera.
-Czemu nie
śpisz Miko? – zapytał
-Nie jestem
zmęczona. Czy jest jakieś zadanie.
-Nie. Do
przyjazdu botów nie wykonujemy żadnych ruchów.
-Co proszę.
Czy ja się przesłyszałam? Autoboty przyjeżdżają?
-Tak. Coś
nie tak?
-Fowler, oni
nie są nam potrzebni! Damy sobie radę.
-Jestem
innego zdania. Jesteś naszą najlepszą agentką. Skoro ty nie dałaś rady
Galwatronowi, to żaden człowiek nie da. Potrzebujemy botów.
-Nie. Od kąt
nie ma Prima boty są bezużyteczne. Dobrze wiesz, że tylko on mógł się równać z
Megatronem, a z tego co widzę, to Galwatron jest jeszcze silniejszy.
-Miko! Nie
mów, że boty są bezużyteczne. To nasi przyjaciele.
-Przyjaciele?!
Moimi przyjaciółmi przestali być osiem lat temu. Nie chcę ich tutaj. Nie będę z
nimi współpracować.
-Nie
będziesz miała wyboru. To ja tutaj dowodzę.
-Jasne.
Niech ci będzie. Ale nie myśl sobie, że będzie tak jak dawniej, bo już nigdy
nie będzie. Nigdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz