sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział III - Galvatron

Na samotność skazują człowieka nie wrogowie, lecz przyjaciele…

Obudziłam się około szóstej. Musiałam zrobić sobie poranny trening więc szybko umyłam się, przebrałam w szare dresy, czarną bluzkę na ramiączkach i trampki tego samego koloru. Wyszłam z tajnej bazy PA i poszłam pobiegać.

-Dlaczego Decepticonom potrzebna armia do walki z nami? Przecież roboty radzą sobie z nami lepiej niż ludzie. Może myślą, że Autoboty wrócą na ziemie? Mylą się. Oni są nam nie potrzebni.

Po trzech godzinach porannej przebieżki wróciłam do bazy. Po raz kolejny wzięłam prysznic i wróciłam do pokoju głównego. Stamtąd udałam się kolejnym z korytarzy do Sali medycznej. Gdy otworzyłam drzwi do pomieszczenia ujrzałam wielkiego, pomarańczowo – białego robota.

-Cześć Ratchet – przywitałam się

-Witaj Miko. Przyszłaś na zastrzyk?

-Jakbyś czytał mi w myślach – usiadłam na jednym z kilkunastu łóżek szpitalnych i czekałam spokojnie na zastrzyk od Ratcheta. Pokój, w którym się znajdowaliśmy był pełny sprzętu medycznego i kosmicznych technologii. Pomieszczenie było praktycznie całe białe. Po kilku sekundach robot zbliżył się do mnie z dość dużą strzykawką, w której znajdował się jakiś niebieski płyn. Ratchet wstrzyknął mi substancję, a ja nagle poczułam zastrzyk adrenaliny.

-I jak? – zapytał

-Jakbym wypiła dziesięć Redbuli.

-Bardzo śmieszne. Jakieś zawroty głowy, dzwonienie w uszach?

-Nie. Wszystko ok.

-Nie podoba mi się, że musisz przyjmować energon.

-Ratchet, przecież jestem w połowie robotem.

-A w połowie człowiekiem. Nie wiemy czy energon ci nie zaszkodzi.

-Doktorku, dostaję tylko małą dawkę tego niby energonu. Nic mi nie będzie.

-To nie jest niby energon. To po prostu mniej skoncentrowana dawka naszego paliwa. Po za tym, wcale nie taka mała.

-Serio, jeden raz na miesiąc to tak dużo?

-Tak.

-Przesadzasz wiesz? – Po tych słowach wstałam z łóżka i zaczęłam kierować się do wyjścia.

-Nie myślisz, że powinnaś zacząć się z kimś spotykać?

-Ty też Ratchet?

-Miko, nie możesz ciągle odpychać innych od siebie. Może czas coś zmienić?

-Może, a może nie.

-Miko, przecież masz dzisiaj urodziny.

-No proszę, pamiętałeś.

-Nie co dzień ma się urodziny.

-To nic nie zmienia. Ja po prostu nie chcę ani chłopaka, ani rodziny. – W tym momencie wyszłam z pomieszczenia. Ratchet naprawdę mnie zdenerwował. Na szczęście od razu poprawił mi się humor.

-Proszę wszystkich o przyjście do sali głównej – Odezwał się głos w głośniku, a ja od razu pobiegłam do sali głównej. Gdy dotarłam na miejsce, było już pełne żołnierzy. W oddali zobaczyłam Fowlera.

-W jednej z naszych baz wylądował początkowo niezidentyfikowany obiekt. Poruszał się bardzo szybko. Zdołaliśmy się dowiedzieć, że obiekt ten to Megatron. Wysyłamy grupę dowodzoną przez agentkę Nakadai by powstrzymała Megatrona przed zniszczeniem bazy – Ale super, będzie niezła rozwałka. Nie czekając nawet na dalsze instrukcje pobiegłam się przebrać w mój strój bojowy. Wróciłam po jakiś pięciu minutach i zastałam czekające na moje rozkazy wojsko. Razem z armią stanęłam przed mostem, który po chwili się otworzył. Od razu ruszyliśmy do ataku.

Kiedy znaleźliśmy się po drugiej stronie, zobaczyłam zniszczoną bazę i wielkiego szarego robota – Megatrona. Jego czerwone ślepia wpatrywały się prosto na nas. Był jednak trochę inny niż jak go zapamiętałam. Miał długie, ostre pazury i wiele ran na twarzy. Do tego jego ramiona były zakończone ostrymi kolcami.

-Oddział, do ataku! – Wszyscy zaczęliśmy strzelać ze specjalnej broni przygotowanej na duże cony. Była ona silniejsza od zwykłej. Megatron jednak nic sobie nie robił z naszych strzałów. Śmiał się tylko w niebogłosy.

-Głupcy – powiedział – myślicie, że możecie się równać z wielkim i potężnym Galwatronem?! – Wtedy Megatron, albo raczej jak się nazwał Galwatron, wystrzelił ze swojej broni prosto w około dwunastu żołnierzy. Miarka się przebrała. Uruchomiłam swoje blastery i zaczęłam strzelać w robota. To akurat go już zabolało.

-Poddaj się Megatronie!

-Proszę, proszę. Co my tu mamy. Pół człowiek pół maszyna. To nie ważne. I tak cię zniszczę – Megatron próbował mnie uderzyć swoją wielką łapą, ale uciekłam. Niestety nim się spostrzegłam Megatron wystrzelił we mnie z blastera. Oberwałam. Uderzyłam o ścianę i straciłam przytomność.

Zaczęłam się budzić. Moim oczom ukazał się pierw Ratchet, potem Fowler.

-Co się stało? – zapytałam podnosząc się z łóżka. Byłam znów w laboratorium Ratcheta. Jaki kanał.

-Oberwałaś i to porządnie – powiedział Fowler

-Miałaś dużo szczęścia, że Megatron strzelił w ziemię tuż przed tobą.

-Galwatron. Powiedział, że nazywa się Galwatron.

-Tak czy siak, miałaś szczęście – powiedział Ratchet.

-Odpocznij Miko, zasługujesz na to.

-Tak jest Agencie Fowler. – Wstałam z łóżka i wróciłam do pokoju. Teraz miałam ochotę na mały trening, ale niestety byłam wyczerpana. Od kąt wyszłam z pokoju Ratcheta prześladowało mnie jedno pytanie. Dlaczego Galwatron nie strzelił we mnie? Spudłował? Nie, to niemożliwe.

Już miałam się kłaść spać, kiedy zobaczyłam małe pudełeczko leżące na biurku. Otworzyłam je i zobaczyłam mój stary różowy telefon.

Wiąże się z nim tak wiele wspomnień. Chwila, czy ja go przypadkiem nie wyrzuciłam? Pod telefonem była jeszcze karteczka. Przeczytałam ją.

Mam nadzieję, że ten telefon przywróci mi dawną Miko, choćby na jeden dzień. Tęsknie za tobą i chcę abyś wróciła, taka jak dawniej.

Jack

 

Po przeczytaniu listu uruchomiłam telefon. Od razu zajrzałam do galerii. Były w niej zdjęcia botów. Nasze wspomnienia.



To zdjęcie, było wyjątkowe. Byliśmy na nim wszyscy. Ja, Bulkhead, Jack, Arcee, Raf, Bumblebee, Optimus, nawet złapałam Ratcheta.

W jednej sekundzie rozpłakałam się. Zwinęłam się i usiadłam na podłodze, nadal płacząc. Tak bardzo za nim i tęskniłam. Tak długo nie mogłam pozbierać się po ich odejściu. Cały czas oglądałam zdjęcia by o nich nie zapomnieć. Lecz kiedy po roku żaden z botów się nie odezwał, coś we mnie pękło. Zrozumiałam wtedy, że oni o nas zapomnieli. Wtedy wyrzuciłam telefon i wszystko co mogło mi o nich przypomnieć. Nie chciałam już o nich pamiętać. Nie chciałam też się z nikim wiązać bo bałam się, że po jego odejściu znowu poczułabym, ten ból.  A tego bym nie zniosła. Nie kolejny raz.

Płakałam jeszcze jakieś dwie godziny. Próbowałam usnąć, ale na próżno. W końcu zdecydowałam się pójść do Fowlera. Może będzie miał jakieś zadanie. Przemyłam twarz i wyszłam z pokoju. Po kilku minutach dotarłam do gabinetu agenta Fowlera.

-Czemu nie śpisz Miko? – zapytał

-Nie jestem zmęczona. Czy jest jakieś zadanie.

-Nie. Do przyjazdu botów nie wykonujemy żadnych ruchów.

-Co proszę. Czy ja się przesłyszałam? Autoboty przyjeżdżają?

-Tak. Coś nie tak?

-Fowler, oni nie są nam potrzebni! Damy sobie radę.

-Jestem innego zdania. Jesteś naszą najlepszą agentką. Skoro ty nie dałaś rady Galwatronowi, to żaden człowiek nie da. Potrzebujemy botów.

-Nie. Od kąt nie ma Prima boty są bezużyteczne. Dobrze wiesz, że tylko on mógł się równać z Megatronem, a z tego co widzę, to Galwatron jest jeszcze silniejszy.

-Miko! Nie mów, że boty są bezużyteczne. To nasi przyjaciele.

-Przyjaciele?! Moimi przyjaciółmi przestali być osiem lat temu. Nie chcę ich tutaj. Nie będę z nimi współpracować.

-Nie będziesz miała wyboru. To ja tutaj dowodzę.

-Jasne. Niech ci będzie. Ale nie myśl sobie, że będzie tak jak dawniej, bo już nigdy nie będzie. Nigdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz