Szukam
siebie w sobie i się nie mogę odnaleźć. Gdzie jest tamten dzieciak, który miał
w sobie wiarę… Gdzie jest ten uśmiech, który pocieszał innych? I gdzie jest ten
charakter, który zawsze był silny?
Boty siedzą
w bazie już od tygodnia. Galwatron ani Decepticony nie pokazały się ani razu.
Było aż za cicho. Wheiljack nadal próbował rozmawiać ze mną i jakoś odnowić
nasze relacje. Bulkhead nawet nie zamienił ze mną słowa. Reszta botów starała
się przyzwyczaić, że ja, Jack i Raf nie jesteśmy już dziećmi. Chłopaki mają
własne rodziny, życia, a ja mam swoją ukochaną pracę. Nie mam zamiaru zmieniać
się, bo boty przyjechały i chcą znów się zaprzyjaźnić. Przez te dziewięć lat
zrozumiałam, że na nikim nie można polegać. Zawsze trzeba radzić sobie samemu.
Nie rozumiem jednak jak Jack i Raf mogą tak po prostu znów przyjaźnić się z
botami. Dla nich to dziewięć lat minęło od tak. Mieli rodziny, przyjaciół, ja
byłam sama. Dlatego skupiłam się wyłącznie na treningach. Do tej pory pamiętam
mojego senseiego. On zawsze powtarzał, że osiągnę perfekcję dopiero gdy nauczę
się liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Trwało to dość długo, ale kiedy miałam
dziewiętnaście lat, wyruszyłam na wyprawę daleko w góry. Byłam zupełnie sama.
Miałam tylko krzesiwo, jedną butelkę z wodą i linę. Sama musiałam polować i
zdobywać wodę. Nie mogłam używać blasterów. Wtedy zrobiłam mój pierwszy łuk. Z
jego pomocą udało mi się przetrwać. Kiedy wreszcie po pół roku wróciłam do
bazy, czekał mnie kolejny test. Wszyscy ludzie, których znałam i którzy coś dla
mnie znaczyli leżeli na czerwonej od krwi podłodze. Mieli odcięte kończyny,
poderżnięte gardła i złamane karki. Na widok ich wszystkich chciało mi się
płakać, ale w głębi duszy wiedziałam, że to tylko kolejny test. Pełną
świadomość przywrócił mi widok krwawiącego niebieskim energonem Bulkheada.
Kiedy na niego patrzałam nie czułam bólu. Odczuwałam jedynie obojętność. Nie
patrząc już ani na Autobota, ani na tych wszystkich ludzi poszłam wolnym
krokiem do swojego pokoju. Zdałam test. Chodziło w nim o to, bym nie robiła z
siebie ofiary patrząc na inne trupy.
Nareszcie!
Dziś przechwyciliśmy sygnaturę Decepticona, najprawdopodobniej Galwatrona. Zebraliśmy
całą drużynę, w której skład wchodzili Ultra Magnus, Bumblebee, Arcee, Bulkhead
i ten nowy, jak zdążyłam się zorientować Prowl. Ja miałam dowodzić. To była w
sumie jedyna przyjemność tej misji. Mogłam trochę porozkazywać botom.
Wszyscy
stanęliśmy przed mostem, który po chwili otworzył Rachet.
-Autoboty! –
Wykrzyknęłam – Transformacja i jazda!
Boty
zmieniły się w pojazdy, a ja uruchomiłam moje laserowe „łyżwy” i wszyscy
ruszyliśmy w głąb mostu. Po chwili znaleźliśmy się na piaskowej górce. Byliśmy
w Egipcie. Zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu jakiś Decepticonów. Nie
potrwało to długo. Już po chwili ujrzałam Galwatrona i jakieś dwadzieścia conów
stojących kilkanaście metrów przed nami. Ich czarne „zbroje” zlewały się z
ciemnym już niebem. Czekali na nas. To była pułapka. Pozwolili nam abyśmy ich
wykryli.
-Proszę,
proszę – powiedział Galwatron z drwiącym uśmieszkiem – Autoboty wreszcie
złapały przynętę. Jak zawsze zresztą – Galwatron zaśmiał się, lecz po chwili
znów spoważniał. Teraz patrzał prosto na mnie. Przeszedł mnie dreszcz. Gdy
patrzyłam w jego oczy, to tak jakbym patrzyła w morze krwi.
-Nie
przedłużajmy tego Galwatronie –powiedział Ultra Magnus – Zakończmy to wreszcie.
-Czekaj na
rozkaz Ultra Magnusie – upomniałam robota.
-Nie tym
razem – powiedział stanowczo Magnus i ruszył prosto na Galwatrona.
Reszta botów
podążyła w jego ślady. Strasznie mnie to zdenerwowało. Uruchomiłam blastery i
ruszyłam na cony. Choć były ode mnie dużo większe to moje blastery były tak
samo mocne jak ich. Bez większych problemów załatwiłam całą trójkę. Wtedy
ujrzałam walczącego z Galwatronem Ultra Magnusa. Autobot przegrywał. Galwatron
był od niego większy i silniejszy. Magnus nie miał szans. Szybko pobiegłam do
nich i zaczęłam strzelać w Lorda Decepticonów. Galwatron nie oberwał zbyt
mocno, lecz wystarczająco. Robot cofnął się o kilka kroków. Chyba się nie
spodziewał ponownego ataku z mojej strony. Niespodziewanie Decepticon zaczął
uciekać.
-Stój
tchórzu! – wykrzyknęłam i ruszyłam bez żadnego zastanowienia na Galwatrona.
Pościg trwał
jakieś pięć minut. Co dziwne robot nie zmienił swojej formy. Niespodziewanie
Galwatron zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.
-Teraz
możemy spokojnie porozmawiać – powiedział robot.
-Nie mamy o
czym rozmawiać Galwatronie.
-Owszem
mamy! Muszę ci wreszcie wyjawić to, co Autoboty przed tobą ukrywają.
-O czym ty
mówisz? Co przede mną ukrywają.
-Prawdę o
twoim pochodzeniu.
-Nic o mnie
nie wiesz. Grasz na zwłokę!
-Myślisz, że
uciekałem ze strachu przed tobą i Autobotami?! Chcę ci powiedzieć całą prawdę –
Nie wiem czemu, ale wierzyłam Galwatronowi. Chyba rzeczywiście coś o mnie
wiedział.
-A więc,
zaczynaj. Co o mnie wiesz? – Galwatron uśmiechnął się lekko.
-Widzisz, dawno
temu, jeszcze przed rozpoczęciem się wojny na Cybertronie, pewien bot zakochał
się w fembotce. Nazywała się Darkstream. Ona także była zakochana w tym
bocie. Postanowili założyć rodzinę. Urodziła im się córka, Jinx. Żyli w
spokoju, aż rozpoczęła się wojna. Ojciec Jinx stanął po stronie Decepticonów,
tak samo jego ukochana. Niestety pewnego okropnego dnia, kiedy ojca Jinx nie
było, Autoboty napadły Darkstream i jej córkę. Matka chciała uratować
Darkstream i ukryła ją w podziemiach domu. Jinx nie chciała jednak zostawić
matki całkiem samej. Wróciła więc na powierzchnię. Niestety było już za późno.
Autoboty zamordowały Darkstream na oczach małej Jinx. Później
chciały zabić też ją, ale jej ojciec uratował córkę. Tego dnia zrozumiał, że
Jinx nie będzie bezpieczna na Cybertronie. Postanowił ją wysłać daleko, na
jakąś planetę, gdzie ktoś się nią zajmie. Niestety jej statek został uszkodzony
i ojciec Jinx już nigdy nie zobaczył ćórki – kilka łez spłynęło mi po policzku.
-Jinx, to ja,
prawda?
-Tak.
-A mój
ojciec, to ty? – Galwatron nic nie odpowiedział. Byłam jego córką. To jak znał
tę historię, to on musiał być moim ojcem. Nie mogę w to uwierzyć. Właśnie się
dowiedziałam, że jestem córką Lorda Decepticonów, że ja też jestem Decepticonem.
-Chodź ze
mną Jinx.
-Co?
-Wróć do
Decepticonów.
-Nie mogę,
nie chcę!
-Proszę cię.
Już zbyt długo byliśmy rozdzieleni.
-Nie!
Nigdzie z tobą nie pójdę. Moje miejsce jest wśród ludzi.
-Twoje
miejsce jest razem ze mną.
-Nie
Galwatronie. – odwróciłam się od ojca i ruszyłam w stronę Autobotów. Nadal nie mogłam uwierzyć w
to co się teraz dzieje. Po prostu nie mogłam.
Wreszcie
dochodziłam do botów. Niespodziewanie zrobiło mi się strasznie słabo i
zakręciło mi się w głowie. Powoli upadłam na zimny piasek. Nie wiedziałam co
się ze mną dzieje. Po chwili zobaczyłam biegnącego w moją stronę Bulkheada.
Robot podniósł mnie delikatnie i wezwał Racheta. Przed nami otworzył się most.
Niebieskie światło stawał się coraz jaśniejsze. Miałam coraz mniej sił. W końcu
usnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz