-Pięć osób na dachu i osiem w środku. Dasz radę? – zapytał mnie głos w słuchawce
-Mnie się
pytasz? Taka trzynastka to dla mnie mały problem. Pamiętasz Nowy York rok temu?
-Racja, było
ich wtedy ze trzydzieści.
-I to ja
zdjęłam większość.
-Skoro nie
masz żadnych zastrzeżeń, bierz się do roboty – Po tym rozkazie otworzyłam
walizkę znajdującą się za mną. Były w niej: czarny, sportowy łuk, strzały, dwa
pistolety, dwa magazynki i katana. Strzały wsadziłam do kołczana, który miałam
zawieszony na plecach. Pistolety naładowałam, a katanę przyczepiłam do paska.
Porozciągałam się trochę, i poprawiłam mój kostium. Był czarny, zrobiony z
gumy, a na środku klatki piersiowej miała czerwony znak Autobotów. Do kostiumu
przyczepiona była czarna peleryna z kapturem.
Przeczesałam
ręką moje czarne, krótkie włosy i odgarnęłam grzywkę na bok. Założyłam kaptur
od peleryny i zaczęłam działać. Wzięłam
do ręki łuk i naprężyłam jedną ze strzał. Zaczęłam przyglądać się strażnikom znajdującym się o trzy dach
przede mną (ja także znajdowałam się na dachu). Wycelowałam w jednego z nich i
wypuściłam strzałę. Nie miała ona jednak zabić strażnika, a jedynie uśpić go.
Strzała trafiła mężczyznę w nogę, a ten od razu usnął. Gdyby tak się nie stało
przeszłabym do trochę innych metod. Gdy strażnicy się zorientowali, szybko
wypuściłam cztery kolejne strzały. I tym razem nie chybiłam. Złożyłam łuk i
przyczepiłam go do paska. Przeskoczyłam dwa budynki i znalazłam się tam, gdzie
wcześniej stali ochroniarze. Zaczęłam schodzić z dachu po rynnie wypatrując i
nasłuchując przy tym jakiejś rozmowy. Wreszcie znalazłam pokój, w którym
znajdowało się ośmiu mężczyzn i ich szef – Robert Schoot. To bardzo
niebezpieczny mafiosa, który handluje nielegalną bronią. Także tą pozaziemską.
Moim zadaniem było wytrącić mu ten głupi pomysł z głowy.
Rozhuśtałam
się lekko na rynnie i wskoczyłam do pokoju, w którym się znajdowali. Kilka
kawałków szkła przyczepiło się do kostiumu więc od razu je wyciągnęłam. Bez
żadnych pogaduszek wyciągnęłam pistolety i zaczęłam strzelać w ochroniarzy.
Niestety kule nawet ich nie drasnęły. Odbijały się od nich jakby byli z metalu.
Wtedy cała ósemka odpaliła swój tryb ataku. Ich ciała zmieniły się w mechaniczne szkielety, a po chwili ich ręce
w blastery. Nie byli to bowiem ludzie. Były to Decepticony. Zaraz wszystko wam
wyjaśnię. Zastopujmy więc na chwilę. Po tym jak dziewięć lat temu, boty
opuściły planetę, ja, Jack i Raf zaczęliśmy się szkolić na agentów. Nie każdy
jednak robi to co ja. Raf stał się naprawdę dobrym informatykiem i pomaga nam
łamać hasła itp. Jeśli chodzi o Jacka, to on przeszedł szkolenie snajperskie.
Jest naprawdę dobry. Czasem też pomaga mi, ale tylko w walce z ludźmi. Używa
wtedy kija bejsbolowego. Pewnie zastanawiacie się kim my w ogóle jesteśmy.
Nasza organizacja to PA – People Autobots. Zwalczamy cony i zamykamy ludzi,
którzy mają z nimi jakieś powiązania. Teraz przejdźmy do tematu skąd owe cony
wzięły się znów na ziemi. Jakieś pięć lat temu wielki statek Decepticonów
rozbił się za ziemi. Roboty rozeszły się po całym świecie i ukryły się.
Wyglądają teraz i zachowują się dokładnie tak jak ludzie. Sprzedają ich broń
różnym gangom i mafiosom. Nikt z PA jednak nie wie po co. Ok, na razie to tyle.
Wróćmy do akcji.
Decepticony
zaczęły strzelać. Zrobiłam unik i także zaczęłam strzelać. Niestety dalej nic
to nie dawało. Schowałam więc pistolety i wyciągnęłam katanę. Jednym ruchem
odcięłam głowę trzem conom. Następnie przecięłam na pół kolejne dwa. Szybko
zmieniłam miejsce lecz nim się spostrzegłam oberwałam w ramię. Nie zabolało
mnie to zbytnio. Z rany nie wypłynęła nawet krew. W sumie to nie powinnam
nazywać tego raną. Na ramieniu bowiem pojawiły się lekko przerwane kable. Cony
stanęły jak wryte. Z mojego ramienia zaczął wypływać niebieski płyn – energon.
Spojrzałam na przeciwników.
-Teraz to
macie przechlapane chłopaki – Po tych słowach, ja także uruchomiłam mój tryb
ataku. Moje ręce zmieniły się w okrągłe blastery. Szybko zaczęłam z nich
strzelać do conów. Już po jakiś dziesięciu sekundach nie było ani jednego
robota. No to teraz wyjaśnię. Siedem lat temu pierwszy raz zorientowałam się co
potrafię i kim jestem. Cały czas byłam w połowie Cybertronianką. Pochodziłam z
Cybertronu. Z czasem okazało się też, że posiadam inne bronie. Moje ręce mogły
się też zmienić w laserowe ostrza, a na stopach mogły pojawić się laserowe
„łyżwy”.
Wróćmy do
rzeczywistości. Z powrotem zmieniłam blastery w dłonie i podeszłam do mafiosy.
-Zniszcz
całą broń Decepticonów, a nic ci się nie stanie. Trafisz jedynie na długą
odsiadkę.
-Myślisz że
to takie proste?! Oni mają plan.
-Jaki plan –
mężczyzna wyglądał na dość zdenerwowanego.
-Chcą mieć
wielu ludzi do walki z armią. Oni sami przygotowują się do powrotu ich pana.
-Choć ze
mną. Wszystko mi opowiesz.
-Znajdą mnie
i zabiją.
-Ochronię
cię.
-Nie dasz
rady. Nasz los jest już przypieczętowany – mężczyzna rozpiął swoją białą
koszulę, a mnie zamurowało. Przez skórę było widać bombę, do której wybuchu
zostało dziesięć sekund – Nie czekaj. Uratuj siebie i innych – Pokiwałam
twierdząco głową i zaczęłam biec w kierunku okna. W ostatniej chwili
wyskoczyłam z niego. Słyszałam jak tuż za mną ten człowiek wybucha. Na
szczęście udało mi się wylądować bezpiecznie na dachu obok. Bomba nie była aż
tak wielka.
-Ale
bałagan. Dostanie mi się za to – Połączyłam się z bazą – Proszę o most.
-Robi się –
jakiś głos odpowiedział mi, a przed sobą zobaczyłam coś przypominającego
portal. W pewnym sensie był to portal. Nazywamy go mostem ziemnym. Służy nam do
szybkiego podróżowania po całym świecie. Powolnym krokiem zaczęłam kierować się
w jego stronę, a już po chwili zniknęłam w jego świetle.
Zostałaś nominowana do LIEBSTER BLOG AWARDS.
OdpowiedzUsuńWięcej na moim blogu : http://onedirection1dlov.blogspot.com/