piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział XV - Już czas


Są takie chwile w życiu, kiedy zwracamy uwagę na wszystko co mamy. Czasy, kiedy my jesteśmy wszystkim co mamy. Czasy, kiedy dochodzimy do najgłębszych części nas samych. Kiedy wiesz, że musisz dać z siebie wszystko bo nikt inny tego nie zrobi. To w takich czasach dowiadujemy się kim naprawdę jesteśmy. 

Powoli zaczęłam się budzić. Nie bardzo wiedziałam co się stało. Pamiętam, że Galvatron mnie zranił i wyrzucił ze statku. Ale kto mnie uratował?

Powoli się podniosłam, ale rana w brzuchu, choć zespawana, nadal mnie bolała. Zaczęłam rozglądać się dookoła. Miejsce, gdzie się znajdowałam było bardzo zniszczone. Kamienne ściany ledwo się trzymały, a w jednej z nich była dziura ukazująca pusty, kamienny teren. Wokół mnie leżały jakieś zepsute komputery, ale na podłodze widniał znak Autobotów. Chwila moment. Chyba wiem gdzie jestem. Ale czy to możliwe.

-Nasza stara baza – wyszeptałam – Tyle lat – opierając się o ścianę wstałam i powoli chodziłam po gruzach dawnego domu. Prawie dwa lata spędziłam w tej bazie, a ona nadal tu stoi. No, pawie. Nadal jednak nie wiem, kto mnie tu sprowadził. Ten ktoś latał, ale w naszej drużynie nie ma latających botów.

Niespodziewanie usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się i wycelowałam blasterem w nieznajomego. Po chwili jednak opuściłam broń i o mało nie zemdlałam.

-To niemożliwe – powiedziałam ledwo słyszalnym głosem. Tuż przede mną stał wielki bot o czerwono – niebieskiej zbroi ze srebrnymi wstawkami. Był bardzo masywny, a z pleców wystawały mu skrzydła – Optimus…ty żyjesz.

-Owszem Miko – odezwał się i już wiedziałam, że to nie przywidzenie – Choć nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Zostałem ożywiony na kilka megacykli by pomóc wam powstrzymać Galvatrona. Trzynastu Primów zgodnie ogłosiło, że jeśli wypuściłem Galvatrona na Cybertronie, to ja powinienem go teraz powstrzymać.

-Nie mogłeś przewidzieć, że znów będzie chciał zawładnąć Ziemią.

-Sęk w tym, że mogłem, ale uwierzyłem w jego wewnętrzną przemianę i pozwoliłem mu odlecieć.

-Nie martw się. Razem z innymi powstrzymamy Galvatrona i jego armię. Odzyskamy Ziemię.

***

Udało mi się nawiązać kontakt z innymi. Razem z Optimusem dołączyłam do nich w bazie. Oczywiście wszyscy nie byli zdziwieni mniej ode mnie, że Optimus żyje. Na szczęście szybko przywykli do jego obecności.

-Galvatron ma wielką armię, która w tej chwili powstrzymuje naszą armadę. Jeśli chcemy go pokonać, musimy uderzyć na jego statek.

-Jinx ma racje – poparł mnie Prowl – Niech część z nas zrobi dywersję, a reszta wejdzie na statek i załatwi garnkogłowego – zaśmiałam się cicho.

-Świetnie, tylko jak wejdziemy na statek? – zapytała Arcee – Nie potrafimy latać.

-Ale ja potrafię. Wlecę na statek i podam wam współrzędne. Wtedy otworzycie most.

-Niech tak będzie – Optimus jak zwykle powiedział tym swoim donośnym głosem – Wheiljack, Smokescreen, Prowl i Bumblebee, wy załatwicie dywersję. Reszta razem ze mną pójdzie po Galvatrona. Zanim jednak do was dołączę, postaram się pomóc naszym statkom przedrzeć się przez barykadę. Jeśli Decepticony i ludzie nie będą chcieli się poddać po śmierci Galvatrona, to posiłki będą nam potrzebne.

-No to do roboty. Polecę na statek, bądźcie w gotowości – już miałam zmienić się w odrzutowiec, kiedy Prowl pociągnął mnie za rękę.

-Tym razem nie puszczę cię bez tego – mówiąc to bot pocałował mnie – Ale to nie pożegnanie, więc się nie żegnam.

-To widzimy się w bazie – uśmiechnęłam się do Prowla i przybrałam formę samolotu.

Po kilku minutach dotarłam na statek, który znajdował się w Waszyngtonie. Wylądowałam po cichu i od razu wysłałam współrzędne reszcie. Kiedy już dotarli, wyruszyliśmy na poszukiwanie Galvatrona. Staraliśmy się zostać niezauważeni przez resztę.

Dotarliśmy do mostku, z którego pędem wybiegło kilkanaście conów. Nasza dywersja daje popalić. Zaczekaliśmy aż wszyscy opuścili mostek i weszliśmy do środka. Szybko zorientowałam się, że może nie do końca uwierzyli w naszą dywersję. Na mostku był mój ojciec, Firebreaker, Shellshock, Soundwave, Deadheat i zgraja zwykłych żołnierzy. 

-Czekaliśmy na was – odezwał się Galvatron i w tym samym momencie jego podwładni zaatakowali.

Nie mieliśmy czasu na taką zabawę. Każdy musiał zająć się kimś innym. Arcee dorwała Firebreakera, Bulk Shellshocka, a Ultra Magnus Deadheata. Musiałam szybko załatwić Soundwave’a. Wiedziałam, że tym razem nie będzie tak łatwo. Zaczęłam w niego strzelać, ale on robił świetne uniki. Postanowiłam więc, że nie będę się cackać. Zaczęłam biec w jego stronę, kiedy Wave otworzył most. W porę zmieniłam się w samolot i przeleciałam nad portalem. Potem ponownie zmieniłam się w bota i kopnęłam Soundwave’a w twarz. Con upadł, a jego szybka pękła. Jednak nie jest z niego taki twardziel. Podeszłam do niego i uderzyłam jeszcze kilka razy by się upewnić, że się nie podniesie w najbliższym czasie.

Teraz zostało najtrudniejsze. Musiałam zmierzyć się z ojcem. Powoli szłam w jego stronę. Miałam uruchomione ostrza, tak jak on. Kiedy dzieliły nas centymetry, zaatakowałam. Galvatron odparł atak, ale nie poddawałam się. Walczyłam dalej. Moje ciosy były idealne. Zadawałam je w idealnym momencie, w idealne miejsce. Niestety to nie wystarczało by pokonać ojca. Szybko więc schowałam ostrza kopnęłam go w brzuch. Nie bardzo go to ruszyło, więc spróbowałam uderzyć go w twarz. On zrobił uniuk i uderzył mnie w brzuch. Cofnęłam się, ale po chwili znów zaatakowałam. Musiałam go jakoś podejść. Odsunęłam się trochę, a Galvatron ponownie wysunął swoje ostrze. To była moja szansa. Przywódca conów chciał wbić ostrze w mój brzuch, ale w porę podskoczyłam, stanęłam na mieczu i kopnęłam ojca w twarz. On cofnął się o kilka kroków, ale nadal nie poddawał. Znów zaczął biec w moją stronę i tym razem chyba chciał mnie przeciąć na pół. Na szczęście prześlizgnęłam się pod jego ostrzem. To musiało się już skończyć. Nim Galvatron się odwrócił podbiegłam do niego, przeskoczyłam i nim zdążył się zorientować gdzie jestem, wbiłam mu osrze w iskrę. Ojciec poatrzał na mnie z niedowierzaniem. Ledwo słyszalnym głosem wypowiedział:

-Jinx, córeczko…

-Ty nie masz córki, zapomniałeś? A ja nie mam ojca. Mam o wiele lepszą rodzinę. Rodzinę, która się o mnie troszczy – zmieniłam ostrze w balster i wystrzeliłam tak, że iskra Galvatrona rozleciała się na małe kawałeczki. Decept powoli upadł na ziemię. Galvatron nie żyje.

 Odwróciłam się do reszty. I oni pokonali swoich przeciwników. Po kilku minutach dołączyła do nas reszta. Prowl przytulił mnie, a ja go pocałowałam. Udało się nam. Ocaliliśmy Ziemię.

***

Staliśmy w bazie i żegnaliśmy się z Optimusem. Nie mógł z nami zostać na zawsze. Problem został rozwiązany więc musiał znów połączyć się z Wszechiskrą.

-Żegnamy się, ale to nie jest koniec tej historii. Każde z was musi wybrać swoją drogę i podążać nią do samego końca. Nie bójcie się miłości. Ona tylko was wzmocni.

-Zobaczymy się jeszcze? – zapytał Bee

-Nie wiem Bumblebee, ale pamiętaj, że zawsze służę pomocą, gdy tylko tego potrzebujecie.

-Nie zapomnimy cię Optimusie – powiedziałam na pożegnanie, a Prime uśmiechnął się, po czym dosłownie rozpłynął w powietrzu. 
 
Tym sposobem został nam już tylko rozdział XVI i Epilog. Muszę przyznać, że będę tęskniła za tym blogiem. Może kiedyś wymyślę kontynuację. Chcę też powiedzieć, że zmieniłam ustawienia bloga i teraz każdy, zawet niezarejestrowany może komentować posty. Wiem, że mam czytelników bo wiele osób bierze udział w ankiecie. Dlatego chcę poznać waszą opinię o blogu. Piszcie szczerze, zniosę wszysko.
Pozdrawiam i miłej nocy
***Niki***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz